Dla jednych pisaliśmy strategie, dla innych ustawialiśmy reklamy, z innymi jeszcze pracowaliśmy nad wewnętrznym ułożeniem komunikacji.
W międzyczasie przeszkoliłem także niemal 1000 osób z sektora kultury z różnych zagadnień dotyczących marketingu kultury. Byłem też autorem popularyzatorskich artykułów, a nawet zdarzyło mi się współpracować merytorycznie przy książce NCK, która ma pomóc budować organizacje.
Naszą metodę opieram zarówno na tej, codziennej praktyce marketingowej, jak i na testowanej przez lata wiedzy z przeróżnych publikacji, książek i artykułów dotyczących marketingu i zarządzania. To także wynik analiz naszego sektora przeprowadzonych różnymi narzędziami konsultacyjnymi.
Moim zwyczajem jest czytać wszystko bez oceniania: od tanich poradników po publikacje naukowe, a następnie szukać tego, co da się stosować w sposób sensowny.
Całość uzupełniam swoją wiedzą z humanistyki cyfrowej, której to poświęciłem kilka lat swojego życia, by obronić doktorat i jednocześnie zrozumieć kulturowe znaczenie cyfrowej rewolucji, przez którą przechodzi nasza cywilizacja.
Lata temu sądziłem raczej, że będę poetą lub naukowcem, a nie człowiekiem od marketingu i komunikacji. Szybko jednak zrozumiałem, że nikomu nie przyda się wiedza, która leży na półce. I tak zaczęła się moja przygoda ze społecznym konstruktywizmem.