„Cześć, jestem Maciek, kiedyś będę wielkim piłkarzem…” To chyba od tych słów się zaczęło. Mimo że tak naprawdę mam na imię Grzegorz. Byłem wtedy w licealnej grupie teatralnej i po wcześniejszym wygraniu castingu dostałem propozycję użyczenia swojego głosu w reklamie radiowej. I do czego to mnie doprowadziło? Zakładam bloga o PR i marketingu w kulturze.
WTRĄCENIE
Od czasu tego wpisu wiele się zmieniło. Wniedoczasie to teraz cały zespół. Ta blognotka kończy się na tym, że daję sobie rok na rozkręcenie bloga. Minęło sporo czasu, a ja ogromnie cieszę się, że wtedy się odważyłem. Ludzie, których poznaję, propozycje, które dostaję, współprace, które realizujemy, szkolenia, które prowadzę i na których widzę zadowolone twarze ludzi, którym mam szczęście pomagać. To dzięki temu, że wtedy postanowiłem robić tego bloga.
Życzę Ci miłej podróży w czasie razem z tym archiwalnym wpisem.
Wstęp
W międzyczasie pracowałem dla dużego, ogólnopolskiego uniwersytetu jako spec od social media, wykręciłem parę solidnych virali i przed odejściem z tej pracy zostałem poproszony o pomoc w wybraniu swojego następcy. W międzyczasie pracowałem w teatrze awangardowym i robiłem własne wydarzenia kulturalne.
W międzyczasie od dwóch lat opiekuję się komunikacją pewnej instytucji kultury, której praca jest na tyle ważna, że naszej działalności sześć stron postanowiło poświęcić weekendowe wydanie „Financial Times”. I tak się jakoś w międzyczasie złożyło, że chyba zostałem najmłodszym PR-owcem w mieście.
W międzyczasie robię warsztaty, prowadzę zajęcia dla studentów (i takich z Polski i takich z Indii) z literatury, z komunikacji międzykulturowej i z nowych mediów. W międzyczasie robię drobne zlecenia dla małego biznesu. W międzyczasie prowadzę spotkania autorskie. I w tym wiecznym międzyczasie naprawdę nie rozumiem, dlaczego wciąż jestem w niedoczasie 😉
Niemniej ostatnio moja stażystka powiedziała, że gdybym założył bloga o PR i marketingu, to ona by go czytała. I mój kolega powiedział, że „ha, to on też będzie czytał”. I tak się zdarzyło, że miałem trochę czasu w busie relacji międzymiastowej i na telefonie wklepałem sobie w notatnik w 2 godziny 40 możliwych tematów. I gdy nieśmiało pokazałem te tematy mojej krytycznej żonie ona powiedziała mi, że „słuchaj, o tym nikt nie pisze, o tym jak wygląda PR w kulturze, a to się ludziom przyda, zakładaj!”.
No i jestem tutaj. Stoję sobie przed wami. Na tej pustej scenie. Gdzieś, na obrzeżach sieci. I teraz powinienem się Wam jakoś zaprezentować. To może zrobię tak:
Moje jednostki czasu
30 sekund w ogólnopolskiej stacji radiowej. To dokładnie tyle czasu, ile potrzeba żeby mój brat na drugim końcu Polski dowiedział się o organizowanej przez moją instytucję akcji i zadzwonił, żeby powiedzieć jaki to jest mega pomysł.
1 minuta po opublikowaniu posta na Facebooku na sprawdzenie, na ile dobrze się spisałem. Jak po pierwszej minucie mam więcej niż 4 lajki, to znaczy, że będzie dobrze.
4 minuty w regionalnej telewizji, w programie śniadaniowym na żywo, to znak, że poszło dobrze, bo dostałem minutę więcej niż to było zaplanowane.
5 minut po drodze na wywiad, żeby jeszcze raz przejrzeć notatki i uporządkować sobie informacje przed rozmową.
10 minut rozmowy na żywo w radiu regionalnym. Dostatecznie dużo czasu, by poinformować o festiwalu, opowiedzieć festiwalową anegdotę (by informacja lepiej uklepała się w pamięci) i pozachwycać się przez chwilę nad najjaśniejszymi punktami programu.
11 minut po regulaminowym czasie wyjścia z pracy na nagłe olśnienie, że choć znów jesteś w niedoczasie, to jutro też jest dzień i jutro też będziesz w niedoczasie, a rodzina ma jednak słuszne prawo do codziennych widzeń i telefonów z ponagleniami.
15 minut na ułożenie relacji z wydarzenia na Facebooku zawierającej trzy albo cztery zdjęcia. Bo fotograf wysłał Ci 50 zdjęć i teraz musisz zdecydować, których z nich nikt już nigdy nie zobaczy. Bo na kilku świetnych ujęciach ktoś robi takie miny, że później na bank poprosi o usunięcie fotki. Bo później musisz je jeszcze ułożyć i mieć musisz pomysł jak je opisać.
25 minut, czyli jedno Pomodoro. Gdy rzeczy do załatwienia jest za dużo sięgam po technikę zarządzania czasem wymyśloną przez Francesco Cirillo. To ciekawe. Na studiach byłem przekonany, że nigdy nie będę gościem, który stosuje metody zarządzania czasem, a tu proszę, proszę…
30 minut, czyli minimum potrzebne na założenie wydarzenia na Facebooku. W tym: na dobranie i przycięcie grafiki, przejrzenie i solidną redakcję tekstu, zaproszenie odpowiednich osób i umieszczenie wydarzenia we właściwych grupach. Tak. Inni potrafią robić to szybciej. Nie przytną grafiki i już jest szybciej. Nie sprawdzą tekstu i też jest szybciej. Zaproszą wszystkich jak leci i jest szybciej. Nie zaplanują postów i jest szybciej. Nie dadzą znać na grupach: szybciej. A tak w ogóle, to czemu to wszystko Ci tyle zajmuje, Grzegorz?
1 godzina pracy nad jednostronicową informacją prasową, czyli absolutnie minimalny czas pracy liczony przy założeniu, że akurat wszyscy odbierają telefon po trzecim sygnale, nikt z zaangażowanych nie jest na urlopie, dobrze działa internet i nikt nie dzwoni z kolejną „drobną sprawą”. W praktyce to niemal zawsze jest więcej niż 1 godzina.
2 godziny podczas których kilkukrotnie przegotowuję wodę na herbatę, bo w międzyczasie ktoś zawsze zadzwoni, przyjdzie lub napisze, tudzież wydarzy się inna rzecz niespodziewana, którą będzie się trzeba natychmiast zająć.
Kilka godzin dziennie dla rodziny, bo nie pracuje się po to, żeby pracować.
1 noc na odchorowanie 2-godzinnego spotkania, na którym znów straciłem cząstkę złudzeń.
1 dzień pracy tylko i wyłącznie nad własnymi projektami, o którym marzę. Jeden mityczny, spokojny dzień, który zdarza się może raz w roku, jak gwiazdka.
1 tydzień festiwalu, po którym schudłem 2 kilo.
1 kalendarzowy miesiąc wcześniej, czyli minimalna jednostka czasu potrzebna, by dobrze zaplanować działania promocyjne przed niewielkim spotkaniem, wydarzeniem.
Kilka miesięcy dojrzewania do założenia tego bloga.
1 rok na rozkręcenie tego bloga. Jeśli tyle nie wystarczy, to w nieistniejącym arkuszu w Excelu, w którym ktoś gdzieś spisuje moje życie, zamiast powiększyć nieistniejącą rubrykę z sukcesami, ktoś ten powiększy nieistniejącą rubrykę z doświadczeniami. Trudno. Też będzie fajnie.
*dziękuję E. za to, że powiedziała, że to ma sens, M. za to, że będzie czytał i M. za to, że powiedziała, że taki blog by się jej przydał.
Comments
Świetne zestawienie jednostek czasu!
Author
Dzięki. Trochę miałem obaw, bo to w końcu pierwszy wpis.
Bardzo inspirującce, ja też będę czytała 🙂
Author
Postaram się nie zawieść w przyszłości 🙂
Grzegorzu ja też będę czytała tego bloga bo już mi się bardzo podoba 😉
Author
Dzięki!
Jak na razie średnio ale wiesz że ja jestem wymagający :). Czekam na rozwinięcie się twojego bloga tak jak rozwija się papier toaletowy… z tym jednak że skończy się w odpowiednim momencie 🙂
Author
Yyy.. głupio się przyznać, ale po samym pseudonimie nie poznaję. Może na priv się odezwiesz? W każdym razie dzięki, że czekasz na następne wpisy. Postaram się rozwijać do odpowiedniej długości ;D
W międzyczasie, kiedy Ciebie bezlitośnie zaangażowały inne zajęcia, ja z tęsknotą czekałam na Twoje teksty. I teraz szczęśliwa jestem, że w międzyczasie będę czytała Twojego bloga. Jest super.
Author
3
w zwrocie „mimo że” nie stawia się przecinka przed „że”
Author
Dzięki! Poprawione.