Jest rok 1997. Majowy poranek. Ręce mi drżą. Przede mną stoi magiczne pudełko z czarnym ekranem. Właśnie trafiłem do świata czarodziejów. Wszystko, co przeczytacie dalej jest pokręconą interpretacją Harrego Pottera i jednocześnie najdziwniejszą apologią milenialsów, na jaką było mnie stać.